Posty tematycznie:

środa, 15 lipca 2009

Zbigniew Zapasiewicz

Ostatnio przez blogi przelała się fala pożegnań MJ. Nie chcę wartościować blogerek wg. tego kto dla kogo jest mistrzem... ale ja osobiście stawiam opór i odpór kulturze zwanej masową (albo zwanej kulturą). Mam odczucie, że dziś ja żegnam prawdziwego Mistrza (mojego mistrza, choć mistrza z oddali). Zbigniew Zapasiewicz dla mnie należy do grona Mistrzów Teatru. Nie umiem o Nim napisać aktor, reżyser. Wykonywany przez Niego zawód nie jest Jego miarą, nie określa go wirtuozeria ról teatralnych czy filmowych. Określa go Jego Człowieczeństwo, poziom kultury osobistej, a przede wszystkim sposób rozumienia człowieka i świata. To pokolenie odchodzi zostawiając po sobie wyrwę.

10 komentarzy:

  1. Aniu zgadzam się z Tobą, odszedł kolejny Wielki Człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj jakie to smutne, że odchodzą Tacy ludzie... Choć chyba jeszcze smutniejsze jest to, że nie maja następców....

    OdpowiedzUsuń
  3. To był wielki człowiek...wybitny..dogłębny...mój Maestro zresztą[ filmowka]

    pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. ogromny żal serce ściska ... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Cóż mogę dodać do słów, które już padły... Życie to okres powitań i pożegnań. Być może nowe pokolenie jednak czymś nas zaskoczy. Osobiście nie widzę następcy, być może jeszcze się nie urodził.

    Jednakże łączę się w smutku i pogrążam w dumaniu nad sensem istnienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pociesza mnie tylko fakt ,ze kazdy ma swoja pewna DATE. Kiedy czas pozegnac to piekne miejsce i wybrac sie w podroz do Raju.Odchodzac tu na ziemi pozostawil smutek ,zal i tesknote .Tam sie uwolnil i nie grajac juz gra nowa ROLE.......
    Twarz Twa niezapomniana i glos pozostanie jednak na ziemi.......
    Sciskam Anna

    OdpowiedzUsuń
  7. Ponoć spełniliśmy swoje zadanie na ziemi, jak po naszej śmierci w sercach bliskich i tych dalszych nie zostawiamy smutku i żalu, ale radość. Wg. tej myśli nasz smutek po stracie bliskiego obciąża go tam na drugiej stronie tęczy. Jeśli wierzę, że śmierć to przejście, rodzaj metamorfozy nie koniec i rozpacz - nie ogrania mnie ten beznadziejny smutek, jeśli to jest zmiana, to przechodzimy sprawdzian na ile się rzeczywiście wierzy, a na ile zwycięża w nas strach i potrzeba namacalnych dowodów. Jest jeszcze taka kwestia "świętych obcowanie" czyli stały kontakt duchowy, współobecność. Ja się tego mocno trzymam, ale mam obawy co sama będę mogła się "powymądrzać" jak moja Data się zmaterializuje...

    OdpowiedzUsuń
  8. Z ta "radoscia" bym gdybala......Ja wiem ze trzeba im dac odejsc (mowa o bliskich)wtem so wolni. Lecz gdy moje serce cierpi a glowa wsponina i wola. Pozostaja na bezdrozu...... Tej "radosci" trzeba sie nauczyc albo zrozumiec...... Wtedy odnajda nowa droga bez kompromisow tylko do BOGA ......
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  9. miałam na myśli dwa rodzaje radości - radość, że dobrze przeżyli swoje życie, że byliśmy z tak cudownymi osobami blisko, że tyle otrzymaliśmy i druga radość, na ich spotkanie z Bogiem, że już te wszystkie ciemne strony naszej cielesności, zmagania się ze światem mają za sobą - to nie wyklucza tęsknoty, nawet takiej fizycznej jak niemoc przytulenia się do tej osoby - tęsknota właśnie, nawet taka na granicy wytrzymałości, ale nie rozpacz

    to najtrudniejszy temat do rozmów, a co dopiero kiedy nas dotyka zdarzeniami...

    OdpowiedzUsuń
  10. Zrozumianooooooooo......:-)))))

    OdpowiedzUsuń