Kartki mam nadzieję, że już dostarczone. Nie będę się rozwodzila nad detalami - bo czas przedświąteczny kruchy, cenny i krótki. Dla piszących i czytających :o)
A ja jak co roku spędzam najpiękniejsze w świecie trzy wieczory u Dominikanów na Freta, na modlitwie, śpiewie, zadumie, kontenplacji. Dzięki nim odkryłam to święto dla siebie (nie mogę napisać, że na nowo, bo nie jest dla mnie powrotem, ale nową jakością w moim życiu duchowym). Zmartwychwstanie jest przecież tą najcudowniejszą nowiną, największą dawka nadzei, jak męka jest największym dowodem miłości.
Jestem wielką przeciwniczką bylejakiej liturgii. Na swojej skórze duchowej sama okryłam jak szczególna celebracja, przywiązywanie wagi do jakości czytań, do poziomu wartswy muzycznej, podnosi ducha i pobudza do wchodzenia w wyższą metafizykę. Te dni to szansa dla mnie powiedzenia sobie: a więc tak! a więc to tak, tak wspaniale, tak bardzo wzniośle, tak miło, błogo - czuć miłość Najwyższego. Po wieczerzy liturgii Wielkiej Soboty czuję w sobie radość i Alleluja krzyczę całym sercem.